Rozglądałem się w około wpuszczając do nosa aromatyczny zapach wilgoci. Rozluźniony prowadziłem zawzięty monolog o tym, jak ryby mogą być pyszne. Zafascynowany spojrzałem przed siebie i usłyszałem jakiś dźwięk, cichy, ale bardzo energiczny. Nagle zobaczyłem strzałę, zdecydowany Cervos wykonał wysoki skok, a ja usłyszałem przeraźliwy trzask. Zeskoczyłem zwinnie ze swojego przyjaciela i nasłuchiwałem węsząc. Czułem w pobliżu czyiś zapach, jakby jakiegoś kota. Znienacka zostałem zaatakowany przez czarne stworzenie, na szczęście zwinnie złapałem je i popatrzyłem w głąb jego dzikich, zielonych oczu.
- Kot? Tutaj? Jeszcze taki niegroźny? He! Mały, jakbyś był bardziej niebezpieczny, to może zadał byś mi jakieś zadrapania. Cervos... puścić go, czy chcesz mieć na kolację żeberka z kota? - Trzymałem rozdrażnione zwierze za ogon, mój towarzysz patrzył się w górę, na koronę jednego z drzew. Tam siedziała jakaś postać...
~* Chętnie bym go zjadł w całości i to od razu, ale mam takie wrażenie, że on jest tamtego gościa, co błaznuje na drzewie. *~
Zrezygnowany puściłem zwierzę i wskoczyłem ponownie na grzbiet przyjaciela. Postać poruszyła się, ujrzałem w dłoni tego człowieka napięty łuk. Westchnąłem i położyłem się na Cervosie.
- Proszę bardzo, strzelaj ile sobie chcesz, ale masz marne szanse na trafienie, bo zauważ jeden fakt, mój przyjaciel w pełnym pędzie jest niedościgniony, a ty niestety masz tylko swoje, kocie nogi. Mnie samego też nie dogonisz, bo pewnie całymi dniami wylegujesz się na tym drzewie! A w ogóle... radziłbym nawet nie próbować strzelić, bo Cervos jest na tyle silny, że udałoby mu się przewalić to drzewo, z wielkim trudem, bo jest grube, ale by przewalił, a nawet jakby nie, to byś spadł na ziemię od tych wstrząsów! - Spojrzałem na mojego przyjaciela, który głupawo na mnie patrzył.
~* Może jestem bardzo szybki, ale siłacz ze mnie żaden...*~
- Cichooo... gram na czas. - Szepnąłem mu do ucha.
<Rin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz