Poranek... jak zawsze spokojny, pełen ptasiej muzyki i wilgotnej trawy. Właśnie tarzałem się po mokrej trawie, gdy usłyszałem, że ktoś zbliża się w moją stronę. Zerwałem się na równe nogi i sprawnie wskoczyłem na najbliższe drzewo. Udeptaną przez przeróżne stworzenia ścieżką szedł Cervos - mój przyjaciel wilko-jeleń. Zastrzygł swoimi uszami i rozejrzał się, aby mnie odszukać. Gdy jednak nie zauważył mnie, zawył i czekał na moją odpowiedź. Rzuciłem w niego ruminiom - dużym owocem smakiem przypominającym sok gruszki. Ten przestraszony odskoczył i spojrzał w górę. Ja uśmiechnąłem się do niego i zszedłem z drzewa, aby się przywitać.
- Co tu robisz, przyjacielu? Miałeś czekać na mnie przy wodospadzie, żeby samemu zacząć polowanie, a ja miałem się dołączyć. - Powiedziałem, a on łbem nakazał mi wejść na jego grzbiet. - Aż tak długo spałem? Czy może żadne zwierzę nie przyszło się napić?
On pomachał przecząco głową i znów nakazał mi, abym wsiadł na niego.
~* Nie mogłem zostać przy wodospadzie, ponieważ zauważyłem tam niewielką grupę ludzi, która zmierzała w stronę tego jeziora. Złapałem więc trochę zwierzyny i umieściłem w naszej spiżarni.*~
Jego myśli przeszły przeze mnie, tak, jakby to były słowa. Tylko tak umiał się komunikować ze mną, bo stracił zdolność do mówienia ludzkim głosem.
- Ludzie, mówisz? Akurat teraz zbytnio nie mam czasu na śledzenie ich, nie przejmuj się, pojedziemy do lasu, tam są wartkie rzeki, możemy nałapać tam dużo ryb, ponieważ teraz jest okres ich godów i mamy ich pod dostatkiem. - Poszedłem jeszcze po swoją broń i wskoczyłem na grzbiet Cervosa, aby ruszyć na połowy.
~* No to w drogę! *~ Mój przyjaciel ruszył żwawym krokiem, za nami dreptał Gryzoń, który był chętny, aby skorzystać i podkraść nam trochę kości.
<Ktoś dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz